Tatowanie. Krystian Hanke. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Krystian Hanke
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Руководства
Год издания: 0
isbn: 9788308071786
Скачать книгу
to skutki niszczycielskiej siły dziecka w domu. Porysowana płyta ukochanego artysty, stłuczona szyba, uszkodzony telewizor, pomazana ściana, wgniecenia, zadrapania, odłamania… Nie jestem pedantem, ale mam swoje zabawki, które mają być sprawne i już! Ta część mnie musi być zachowana, żebym nie czuł, że stając się tatą, coś utraciłem.

      Myślę, że dobrym ojcem zostaje szczęśliwy facet. Cokolwiek mu to szczęście daje. Cudowna żona, wiara, pasja czy poczucie posiadania własnych zabawek. Budowanie twierdzy mojego świata skończy się na pleksiglasowej osłonie na odtwarzacz CD i DVD (stoi na wysokości raczkującego malucha). Kocham muzykę. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Muszę mieć sprawny sprzęt, to część mojej pracy. Reszta jest nieważna. Chyba że gitara. A poza tym wszystko można odkupić. Byle tylko Tosiek wyszedł na prostą.

      Wracam do domu z obrazem tego krasnoludka, który opuścił właśnie przytulny kąt i rusza w swoją drogę. Jeszcze nie rusza, nie potrafi, ale bilet już ma. I ma mnie. Jestem za niego odpowiedzialny. Ja, tata! Staram się przeczytać otrzymane SMS-y. Dobrze, że nie mam jeszcze konta na Facebooku, Instagramie i innych portalach społecznościowych, nie poszedłbym pewnie spać. Piszą znajomi, że o narodzinach Tośka usłyszeli w radiu. To taki miły zwyczaj, że koleżeństwo wspomina o nowych „trójkowych” dzieciach. Kasia Borowiecka, prowadząca audycję, dorzuca do tego Pearl Jam. Just breathe. O tak! Idealne na ten szalony czas. Nie wiem przecież, co będzie jutro. To nie był normalny poród, to nie jest zwykła sytuacja.

      Naprawdę są pieluchy w rozmiarze zero? Kupuję, choć nie jest łatwo, i pędzę do szpitala. W głowie układam sobie ostatni odcinek Projektu Tata. Może kiedyś wrócę do tematu, ale teraz nie. Ta historia stała się zbyt poważna i osobista. Nie mam nastroju na zabawne felietony. Tym bardziej że Tosiek opuszcza „szklarnię” i melduje się u mamy, zaczyna pić mleko z piersi. O rany, jaki on maleńki! Uczę się jeszcze raz obsługi bobasa. Patrzę, jak położna kąpie go w wanience. „Ostrożnie! To małe dziecko!”, wyrywa mi się, gdy widzę rutynowy i bezceremonialny chwyt pielęgniarki.

      W sali są też inne mamy, więc w nocy szkraby budzą się na zmianę. To żadna noc. Żona nadzwyczaj szybko staje na nogi, ale jest jeszcze obolała i zmęczona. Adrenalina czyni jednak cuda.

      Kiedy trzeciego dnia lekarka pyta, czy chcemy już jutro iść do domu, nie dowierzam. Jak to tak? Z wcześniakiem? Ale kto by nie chciał?! Dom oczekuje małego człowieka. Może sobie maleństwo dojrzewać we własnym pokoju. Będzie miał bezgraniczną miłość i opiekę, też bezgraniczną, bo wezmę wolne. Czego mu więcej potrzeba?

      Żółtaczka

      Żegnamy się. Jadę najostrożniej, jak się da. Piątek po południu, Warszawa, mimo wakacji, lekko się zatyka. Nikt nie pędzi, i dobrze. Jakby wszyscy się do nas dostroili. Pół godziny i nareszcie w domu. Jest radość. Ogromna. Tyle że chyba przysłania nam rzeczowy ogląd sytuacji. Usypia czujność. A ten podejrzanie cudowny odcień skóry bobasa, który wygląda, jak po wakacjach na Sycylii, to typowa dla noworodków żółtaczka. Nie powinniśmy wychodzić ze szpitala! Czerwona lampka się nie zapaliła? Czy powinienem się o to winić? Dlaczego lekarka – starsza, doświadczona pani doktor – pozwoliła nam wyjść? Nie wiem.

      Do szpitala wracamy po niecałym tygodniu, bo Tosiek nie chce nic jeść. Nasze peany w stylu „spokojny i grzeczny, tyle śpi” zmieniają się w niepokój. Po wizycie u pediatry od razu ruszamy na izbę przyjęć do szpitala. Kolejka, bo przywieźli dziecko z wypadku. Rozumiem, ale wydaje mi się, że Tosiek też walczy o życie! W ciągu doby zjadł tylko odrobinę, przecież jest słaby! Wreszcie kłucie, płacz, nie da się wbić w małą żyłę, jeszcze raz kłucie, strach, bo to tylko badanie, a dziecko opada z sił.

      Siedzę o pierwszej w nocy na znajomym szpitalnym korytarzu i niemal na głos się modlę: Ojcze nasz, któryś jest w niebie… Bo już nie wiem, co robić. Ja już tu w niczym nie pomogę. Są wyniki. Koszmar. Poziom bilirubiny kosmiczny. Siedemnaście! Trzeba zostać. Znów „akwarium”, tym razem inne. Naświetlające. Jadę po niezbędne rzeczy dla żony i Tośka.

      Wracam nad ranem do domu pustymi ulicami, nie pędzę, ale zatrzymuje mnie policjant. Rutynowa kontrola, podczas której w skrócie streszczam ostatni tydzień. Sierżant sztabowy, pewnie starszy, może i ojciec, bo kiwa głową ze zrozumieniem. Odpuszcza.

      Ale żółtaczka nie. Znów potrzebne sztuczne mleko, żona odciąga pokarm, ważne, aby podtrzymać laktację. Mleko matki to najlepsze, co bobas może dostać. Mleko trafia do lodówki, a ja uważam, żeby nie wlać go sobie do kawy, bo w tym stanie mogę zrobić wszystko. Warkot laktatora staje się codziennością, Tosiek też się do niego przyzwyczaja, nawet zasypia przy nim szybciej. Ale do piersi trudno go przyzwyczaić. Znów zasypia wtulony, zamiast jeść. Znów kłucie, przychodnie. Ileż on musi przejść na dzień dobry! Ale twardy jest!

      Karmienie piersią. Pomoc laktacyjna

      Rodzice wcześniaków mają dobrze wyrobiony mięsień nadziei. Nie poddają się. Poddawać się nie wolno. Czasem w trudnych chwilach pomaga przypadek albo mądrzy ludzie. A czasem przypadkiem trafiają się mądrzy ludzie. Małgosia, znajoma prowadząca szkołę rodzenia, jest doradcą laktacyjnym. Dzwonimy. „Jasne, przyjeżdżajcie!” Świetna babka. Od razu przechodzi do rzeczy: „Dziecko ma mało siły, a poza tym już zapomniało, jak się ssie. Trzeba mu przypomnieć. – Słucham zdziwiony. – Wkładasz palec do buzi i łaskoczesz go lekko po podniebieniu. A mleko odciągnięte, cienką plastikową rurką ze strzykawki, sączysz powoli przez kącik ust. Najpierw tak. Potem wrócimy do piersi”.

      Próbujemy. Rzeczywiście zaczyna ssać palec! Po każdym karmieniu mycie, wyparzanie „zastawy”, sporo dodatkowej roboty, ale zaczyna działać! Tosiek wreszcie przybiera na wadze. Tej wagi w kształcie foki nikt potem od nas nie chce. „Po co nam waga?”, dziwią się znajomi rodzice. Ale u wcześniaków to dużej wagi sprawa. Codziennie zapisujemy wynik. Każdy dekagram więcej to moje spokojniejsze bicie serca. Po kilku wizytach u naszej wybawicielki Tosiek zaczyna pić mleko z piersi. Karmienie piersią jest zdrowe nie tylko dla dziecka. Matka w ten sposób znacznie ogranicza ryzyko zachorowania na raka piersi i raka jajników. Przy naszej córeczce Alicji wszystko pójdzie gładko, żadnych problemów od początku, co jest podwójnie ważne. Według ostatnich badań karmienie piersią wzmacnia bowiem ochronę przed nowotworem w przyszłości także u córki!

      Wcześniej tego nie wiedziałem, ale mleko matki zastępuje noworodkowi wszystko z kategorii menu. Nawet wodę. Dziś wiem, że jeśli dziecko karmione jest piersią, nie trzeba je dopojać nawet podczas upału. A przy okazji karmienie piersią to nie tylko sprawa między matką a dzieckiem, o nie! Masz tu swoje ważne i odpowiedzialne zadanie. „Wsparcie” – część druga. Wracasz do gry! Możesz być rycerzem na straży zdrowego odżywiania i zdrowego macierzyństwa. Namawiać, jeśli partnerka ma wątpliwości lub kryzys, podtrzymywać na duchu („dasz radę”) czy po prostu pomóc (przynieść i odłożyć dziecię). To nie koniec! Możesz być organizatorem strefy komfortu, jeśli „posiłek” przytrafia się w miejscu publicznym. Są jeszcze (o zgrozo!) miejsca, w których „matka z cyckiem i ciumkający bachor” ludziom przeszkadzają. Tak! Nawet kobiety są w stanie tymi słowami wyrazić swoją dezaprobatę czy oburzenie, dlaczego więc my, ojcowie, nie mielibyśmy walczyć, by to zmienić? Dbając o komfort karmienia przez mamę poza domem, nie zamykamy jej w czterech ścianach. To kolejna ważna sprawa.

      Depresja poporodowa

      Depresja poporodowa u kobiet wzmagana jest poczuciem uwięzienia. Domowe czynności dwadzieścia cztery godziny na dobę przez kilkanaście tygodni bez przerwy mogą zdołować. Mamy często chcą wyjść, ale obowiązki przytłaczają. Nie pomaga świadomość swojego umęczonego emploi, a do tego te wszystkie bariery i przeszkody dla osoby z wózkiem. W ciągu ostatniej dekady sporo się poprawiło, ale nadal widuję pchające się do kasy pierwszeństwa osoby „nieupoważnione”, w czasie gdy rodzic (tata też) stoi z bobasem w kolejce z tyłu. I nikt nie zwraca uwagi! Dlaczego? Pomylić