Wspomnienia w kolorze sepii. Anna J. Szepielak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Anna J. Szepielak
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Saga maÅ‚opolska
Жанр произведения: Современные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8195-052-7
Скачать книгу
żeby nam drzewa pod kuchnię wystarczyło na gotowanie, bo przez te weselne rozpusty nie będziesz miał czym chałupy wygrzać na zimę. Posuń się.

      Mężczyzna posłusznie się odsunął.

      – Psy ty spuścił? – spytała, wciąż poirytowana.

      – Spuściłem.

      – Drzwi zawarte?

      – Zawarte.

      – A kto dzisiaj stróżuje po nocy?

      – Antoś z Michałem.

      – Brytan u Maryśki?

      – Tak, wszystko w porządku. Boisz się? Czemu?

      – A nie wiesz to czemu? Suryłowa gadała dzisiaj przy pieczeniu weselnego korowaja[16], że ukraińskie bojówki znowu most jakiś wysadziły. A ten dwór za rzeką, co spalili do szczętu? A zagrody chłopskie? Ciągle płoną jakieś stogi. Moja matka Rusinką była, ale takie rzeczy nigdy nie działy się u nas. Nawet swoich biją!

      – Wybory coraz bliżej, to i strach sieją. Chcą ludzi od urn odgonić – westchnął Piotr. – Ale kiedyś muszą przyjść do rozumu. Żyjemy tu obok siebie i lepiej w zgodzie jak sąsiedzi niż jak wrogowie. W końcu to zrozumieją. Śpij, Katarzyno, jutro ważny dzień dla naszej córki.

      Poprawił głowę na poduszce i zamknął oczy. Przez chwilę słychać było tylko odległe poszczekiwanie psów ze wsi.

      – Śpisz to? – Kobieta przekręciła głowę i spojrzała na twarz męża oświetloną blaskiem księżyca. – Co to za chłop nieużyty? Zasypia, ino powieki zamknie.

      – Nie śpię, Katarzyno – mruknął, nie otwierając oczu. – Zmachany jestem, a jutro do dnia trzeba wstać.

      – No właśnie o to jutro rozchodzi mi się.

      – Znowu będziemy się kłócili o Marysię?

      – Czy ja się kiedy kłócę? Spokojna i uległa jestem całe życie. Co to, już o przyszłości własnej córki pomówić nie można? – gderała. – Że mnie się ten ślub i narzeczony nie widzą, to już zaraz kłócę się?

      Mężczyzna mruknął coś niezadowolony, otworzył oczy i ostentacyjnie usiadł na łóżku, opierając się o drewniane wezgłowie.

      – No dobrze. Co jeszcze masz mi, żono, do powiedzenia w tej sprawie, na kilka godzin przed weselem? Jeśli uważasz, że nie dość pilnie wysłuchuję twoich skarg od prawie roku, to proszę, słucham.

      Zirytowana kobieta także usiadła. Jej rozchełstana koszula ledwie przykrywała obfity biust, a włosy, byle jak splecione w luźny warkocz, rozświetlał księżyc. Twarz ginęła jednak w mroku, więc mąż jedynie po tonie głosu mógł się zorientować, jakie emocje nią targały.

      – A mam tobie do powiedzenia, i to niejedno! – syknęła. – Że w Maryśkę ty wpatrzony jak w obrazek i wszystkim jej zachciankom poddajesz się.

      – Złożyłem kiedyś obietnicę dotyczącą tego dziecka, a ty dobrze wiesz, Katarzyno, że moje słowo jest jak skała, a nie jak ten patyk, co go byle wiater złamie. – Mężczyzna splótł ręce na piersi stanowczym gestem.

      Żona usłyszała w jego głosie surowy ton, którego nie lubiła, jednak złość nie pozwoliła się jej uspokoić.

      – Wielkie mi obietnice! Oni też obiecywali, a potem uciekli z dworu w czasie wojny nie wiadomo gdzie i tyle po nich zostało, co ino smród zgliszczy. Na mojej matki nieszczęście! To przez nich zginęła. Przez dziedzica i tę jego żonkę! Powinni byli zadbać o służbę, do ucieczki nakłonić póki był czas, a nie zostawiać ludzi na pastwę wroga! Oby im sprawiedliwie za nasze krzywdy odpłacono tam, gdzie teraz są – szeptała rozgorączkowana.

      – Uważaj, żeby nas Pan Bóg za twoje wyrzekania nie pokarał, kobieto. Pamięć twojej matki trzeba zachować z szacunkiem, ale wielka wojna zabrała tysiące takich ofiar niewinnych. A słowo raz dane moc ma i już.

      – Rozpieścił ty mi dziecko i twoja to wina, że rad matki słuchać nie chce – burknęła w odpowiedzi. – Harda zrobiła się, że bez kija nie podchodź.

      – Marysia? Harda? Co też ty opowiadasz?!

      – Myślałam, że radość będę z niej mieć, a nie frasunek. Pociechę i dumę, a nie łzy.

      – Znowu grzeszysz!

      – Ja?!

      – A kto? Nasza rodzina ocaliła się z chaosu, sąsiedzi życzliwi, pola rodzą, dzieci dobre jak mało które – wyliczał stary Piotr. – Jest za co dziękować. Może w spokoju doczekamy starości i wnuków.

      – Na to my sobie odbierali od ust i Maryśkę kształcili, żeby teraz jakiś obcy przybłęda ją brał?!

      – Katarzyno! – Surowy ton rozszedł się pogłosem w cichym domu.

      Kobieta w mgnieniu oka zrozumiała, że przesadziła, więc tylko zacisnęła usta z buntowniczą miną. Nie zamierzała przepraszać.

      – Narzeczony twojej córki to dobry człowiek. Przelewał krew za naszą ziemię. Nic nie szkodzi, że nietutejszy – stwierdził mężczyzna. – Wszyscy jesteśmy Polakami i dzięki Bogu wreszcie we własnym kraju. A on mógł zostać w wojsku, ale dla Marysi zrezygnował z kariery. Powinnaś to docenić.

      – A jakże! – parsknęła. – To czemu nie został? Maryśka jeszcze młoda, mogła poczekać ze dwie wiosny. Wydałabym córkę za oficera, a nie za… byle kogo. Bo kim on teraz? Nikim.

      Mężczyzna pokręcił głową.

      – Masz dobre serce, żono, ale na świecie w ogóle się nie znasz. Nie będę ci tłumaczył, czemu nasza Marysia żoną oficera nie mogłaby zostać – odparł cicho, z widoczną przykrością. – Pochodzenie człowieka i w papierach jest zapisane, i w pamięci ludzkiej – dodał jeszcze ciszej. – A żona oficera polskiego wojska według regulaminów i obyczajów musi być bez skazy.

      – Co ty…?!

      – Zazdrość ludzka wcześniej czy później każdą tajemnicę z przeszłości wykopie – przerwał jej stanowczo. – Ludzie donieśliby komu trzeba, dlaczego Marysia ma w papierach twoje panieńskie nazwisko wpisane, żono. I tylko wstyd byłby i łzy dla naszego dziecka. Dość już o tym – stwierdził zły z powodu tego, co musiał powiedzieć. – Ciesz się lepiej, że Marysia za sercem idzie. Zamiast do klasztoru.

      – Co?

      – A to. Sam widziałem, że za bardzo jej siostrzyczki w głowie zawróciły. To wrażliwe i dobre dziecko. Bałem się, że za kratę zechce pójść.

      – Co ty gadasz?

      – Myślisz, że czemu tego pocztarza odrzuciła? I kolejarza, i organistę? Mało to absztyfikantów było? Choć czas niespokojny, to pchali się jak muchy do miodu.

      – To też partie – stwierdziła pogardliwie. – Wszyscy starzy, a jeden wdowiec. Nasza Marysia nie dla takich chowana.

      – Katarzyno, jesteś matką i tylko to tłumaczy twoje zaślepienie. Myślisz, że nie wiem, jaki zięć ci się marzył? Ale to mrzonki. Nie z takiej gliny my ulepieni, jaka tobie po głowie chodziła. I niedobrze jest pchać się tam, gdzie cię Pan Bóg nie postawił. Każdy ma swoje miejsce.

      – A co to? Nie ładna ona? Nie kształcona? W mieście nie obyta? – irytowała się. – I wiano takie, że niejedna miastowa chciałaby mieć.

      – I dlatego właśnie mądrze wybrała, idąc za głosem serca. Szacunek męża mieć będzie, a nie szeptanie po kątach, że do obcej sfery się wpycha. Grunt, że on uczciwy człowiek i z dobrej rodziny.

      – Taki ty pewny, że z dobrej? Przecież nikt ich na oczy nie widział i nawet