Wakacje z duchami. Adam Bahdaj. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Adam Bahdaj
Издательство: PDW
Серия: To lubię
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788376727141
Скачать книгу
to może być? – zastanawiał się Mandżaro. Niezwykła postać przybysza wydała mu się ogromnie tajemnicza. – Może to jeszcze jeden przestępca? – Szef Klubu Młodych Detektywów przystąpił momentalnie do fachowej oceny osobnika. Sama postawa tego dziwaka wzbudzała podejrzenie. – Jeżeli to przestępca, to nie jest tak źle – rozumował. – Będziemy go mieli pod ręką. A może ten człowiek ma coś wspólnego z tajemniczymi zjawiskami na zamku?

      Wiedziony tą myślą zbliżył się do wehikułu, który tylko z litości można było nazwać samochodem. Dziwaczny ten pojazd nie miał przednich błotników, a blachy maski odstawały od karoserii jak niezwinięte skrzydła wielkiego, oskubanego ptaka. Wewnątrz znajdowało się tylko przednie siedzenie obite popękaną skórą, spod której wyłaziły kłaczki morskiej trawy. Jednym słowem – przedziwny, przedpotopowy gruchot marki austro-daimler.

      Mandżaro odnosił wrażenie, że gdy głębiej odetchnie, to samochód rozleci się na części. Zbliżył się więc ostrożnie, zajrzał do wnętrza. Wśród starych, połatanych dętek i najrozmaitszych przyrządów samochodowych tkwiła jedna duża, czarna walizka z solidnymi, mosiężnymi zamkami. Chłopiec dużo dałby za to, żeby móc poznać jej zawartość. Wzbudzała bowiem w nim podobne zainteresowanie co jej właściciel i jego samochód.

      Szef Klubu Młodych Detektywów zamyślił się głęboko.

      – W tym coś musi być! – wyszeptał w skupieniu. Z głębokiego zamyślenia wyrwał go głos Paragona:

      – Szanowanie, panie nadinspektorze!

      Obejrzał się gwałtownie. Od strony lasu zbliżali się dwaj inspektorowie – Paragon i Perełka. Szli raźnym krokiem, a ich zuchowate gęby świadczyły, że są w znakomitych humorach i wracają z rannej wyprawy z niezwykle ciekawymi wiadomościami. Na widok przedpotopowego samochodu przyspieszyli kroku.

      – Co to? – zapytał zdumiony Paragon.

      Mandżaro uniósł palec do ust.

      – Ciszej! Mnie się zdaje, ze będziemy mieli nowe zadanie.

* * *

      Za gospodarskimi zabudowaniami leśniczówki ciągnął się sad, dalej były pasieki, a dalej gęsty, pachnący żywicą świerkowy młodnik. W południe słychać było w sadzie senne bzykanie pszczół. Jabłonie uginały się pod ciężarem dojrzewających owoców. Przesiane przez gałęzie słońce mżyło delikatnie na zeschniętą trawę.

      Tutaj właśnie udali się młodzi detektywi na naradę. Nie mieli jednak zamiaru podziwiać piękna tego zacisznego zakątka. Pełni wrażeń, zajęci własnymi sprawami, oszołomieni nowymi odkryciami – przystąpili do składania raportów.

      Pierwszy przemówił Perełka. Jąkając się z przejęcia, opowiedział dokładnie przebieg swej przedpołudniowej służby. Gdy doszedł do momentu odkrycia namiotów i powtórzył usłyszaną rozmowę, Mandżaro przerwał mu gwałtownie:

      – Wszystko się sprawdza. Mówiłem, że drut rozwiąże nam zagadkę. W namiocie jest prawdopodobnie urządzenie nadawcze, za pomocą którego brodacz i cała ferajna straszą na zamku. Potwierdza to odnaleziony przeze mnie głośnik.

      – To fantastyczne – wyszeptał z przejęciem Perełka.

      – Fantastyczne – powtórzył Paragon – ale skąd się wzięła na baszcie zjawa? Przecież nie wyskoczyła z głośnika.

      – To inna sprawa – zauważył Mandżaro. – Będziesz miał wieczorem nowe zadanie. Słyszałem, że oni dzisiaj znowu straszą.

      – Baszta zamknięta na cztery spusty – zakomunikował Paragon.

      – Phi! – Perełka wydął wargi. – Co to dla takich zradiofonizowanych duchów. – Odezwał się nie w porę, gdyż w ten sposób zwrócił na siebie uwagę szefa.

      – Słuchaj, Perełka, czyś ty śledził tego brodacza? – zapytał Mandżaro.

      – No, jasne!

      – I co?

      – I nic. Poszedłem za nimi na przystań, a potem klops z powidłami. Odpłynęli kajakami na wyspę.

      – A ty co?

      – Ja? Co miałem robić? Przecież nie jestem rybą.

      – Trzeba było popłynąć za nimi.

      – Nie ma cudów, za daleko.

      – Dobry detektyw zawsze coś wykombinuje.

      Paragon obruszył się.

      – Ty, Mandżaro, nie gadaj tak, bo jak na ciebie patrzę, to mnie zęby bolą.

      Mandżaro utkwił w nim badawcze spojrzenie.

      – A ty?

      – Co ja?

      – Coś ty wykrył?

      Paragon uśmiechnął się tajemniczo.

      – Jednego sympatycznego dziadka, który mi na wszystko oczy otworzył. – Wstał nagle, oparł się o drzewo i powiódł kocimi oczami po kolegach. – Trzeba mieć w szanownej czaszce móżdżek elektronowy i umieć trochę kombinować. Jeżeli szanowne duchy nie chcą dopuścić do rozbiórki lewego skrzydła, to co można z tego wydedukować, hę? – uśmiechnął się triumfalnie.

      Sławni detektywi zbaranieli. Po chwili Mandżaro odparł niepewnie:

      – Można wydedukować, że im na tym zależy.

      – A dlaczego im na tym zależy?

      – No, bo... – Mandżaro utknął. Zaczął nerwowym ruchem trzeć czoło, jakby chciał przyspieszyć oporne myśli. Perełka skrzywił się.

      – No, wal, Paragon! Co ty się tak z nami droczysz?

      – Można wydedukować – podjął Paragon – że w tym skrzydle muszą mieć coś zamelinowanego.

      Mandżaro przestał trzeć czoło. Popatrzył na swego inspektora z respektem.

      – Wiesz, że o tym nie pomyślałem.

      Maniuś uderzył się w czoło.

      – Elektronowy móżdżek inspektora Paragona pracuje bez awarii. A co może być ukryte w historycznych ruinach?

      Perełka zamrugał powiekami.

      – Żebym to ja wiedział.

      – Skarby! – wyszeptał Paragon.

      Oświadczenie to wywołało olbrzymie wrażenie. Przez chwilę stali w milczeniu.

      – Skąd wiesz? – zapytał wreszcie Mandżaro.

      – Móżdżek elektronowy wydedukował z rozmowy z sympatycznym dziadkiem.

      Mandżaro nie dał się jednak zwieść zaskakującej teorii swego inspektora. W jego dociekliwym i skrupulatnym umyś le zrodziły się wątpliwości.

      – Bardzo pięknie to wydedukowałeś, ale najpierw trzeba udowodnić.

      – Bardzo pięknie to powiedziałeś, ale to proste jak parasol. Sami musimy odnaleźć ukryty skarb.

      Perełka wyszeptał drżącymi wargami:

      – My... skarby... To fantastyczne!

      Szefowi klubu pomysł ze skarbami wydał się rzeczywiście fantastyczny. Zamyślił się tak głęboko, jak Sherlock Holmes, gdy miał podjąć ważną decyzję.

      – Skarby skarbami – rzekł wreszcie – ale