Na szczycie. K.N. Haner. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: K.N. Haner
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7942-511-2
Скачать книгу
"/>

      Ku pamięci Mai, Twoja „Cząstka ” na zawsze pozostanie w naszych sercach.

      Książkę dedykuję wszystkim, którzy zawsze przy mnie byli, nigdy nie zwątpili i wspierali niezależnie od tego, co się działo. Dziękuję mojemu M. za znoszenie moich fanaberii i motywowanie do działania. Dziewczynom z OE, bo bez Was nic by nie było. Rodzicom i najbliższym za to, że nigdy nie odmawiają pomocy i bezgranicznie kochają.

      Trzeba mierzyć wysoko i wyznaczać sobie cele. Marzenia się spełniają, a Ty właśnie trzymasz w dłoni spełnienie moich marzeń. Zapraszam do „mojego” świata…

      KIEDY TYLKO WYSKOCZYŁAM Z AUTOBUSU, ZOBACZYŁAM JEDYNEGO FACETA NA ŚWIECIE, którego mogę tolerować – był to Trey, mój przyjaciel. Stał na przystanku i czekał na mnie. Rzucił niedopałek papierosa i rozdeptał go szczytem swojego czarnego conversa. Jak zawsze górował nad wszystkimi sylwetką. W szkole średniej grał w rugby, więc należy do typu facetów, którzy zawsze wzbudzają respekt. Uśmiechnęłam się, pierwszy raz w tym popieprzonym dniu.

      – Cześć, Reb. – Zrobił dwa długie kroki i już stał obok mnie.

      – Cześć, Trey – westchnęłam głośno i wbiłam w niego wkurwione spojrzenie.

      – Trudny klient? – zapytał, obejmując mnie swoim silnym ramieniem.

      – Nie.

      – Szef znowu cię wkurzył? – Pokręciłam przecząco głową. – Więc co?

      – Moja matka.

      – Czego znowu chciała? – Nagle zatrzymał nas na środku chodnika, tak, że prawie wpadła na nas kobieta jadąca rowerem. Zaklęła, a Trey, jak gdyby nigdy nic, pokazał jej tylko środkowy palec.

      – Tego co zawsze.

      – Przecież wysłałaś jej ostatnio pieniądze – rzucił zirytowany.

      – Wiem, powiedziała, że znowu ich potrzebuje. Jest chora.

      – Jasne. Chora…

      – Trey, to moja matka, muszę jej pomagać.

      – Wcale nie musisz, ona cię wykorzystuje, Reb. Wie, że zawsze uratujesz jej tyłek.

      – To moja matka – powtórzyłam i odpaliłam papierosa.

      – Rozumiem, gdybym miał rodziców, także bym im pomagał, jednak nie dałbym się tak wykorzystywać jak ty.

      Rzuciłam mu błagalne spojrzenie z cyklu „nie rób mi, proszę, wymówek”.

      – Co robimy? – Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po dziewiątej.

      – Jeśli nie masz humoru, możemy wrócić do domu i zjeść pudło lodów lub iść do baru i złoić się do nieprzytomności.

      – Z chęcią wróciłabym do domu, ale perspektywa lodów, które wejdą mi w tyłek, nie jest obiecująca – zmarszczyłam brwi, Trey się roześmiał.

      – W takim razie imprezka! – krzyknął na środku ulicy. W ciągu pięciu minut zadzwonił do jakiegoś miliona osób, wszyscy jednak mieli już plany. W piątkowy wieczór nie było to dziwne. Zostaliśmy sami. Imprezka we dwoje. Ruszyliśmy w stronę ulubionej knajpy, w której zawsze rozgrzewamy się przed imprezowaniem.

      Treya znam od dzieciństwa, chodziliśmy razem do szkoły średniej. On – najpopularniejszy w szkole sportowiec, i ja – cheerleaderka jego drużyny. Zawsze miał powodzenie u kobiet, tyle że nikt nie wiedział, że jest gejem. Osobiście uważam, że jest biseksualny, mam na to niezbite dowody. Na przykład nasze relacje – kilka razy zdarzyło się między nami „coś więcej”. Zawsze zarzekaliśmy się, że to się nie powtórzy, ale zdarzało się. On jednak uparcie twierdzi, że moja teoria dotycząca jego orientacji jest stekiem bzdur. Wszyscy uważają, że przyjacielski seks niszczy przyjaźń, ale w naszym przypadku to nieprawda. Kocham Treya do szaleństwa, jest moją bratnią duszą, wie o mnie dosłownie wszystko. W liceum byłam jego przykrywką, udawaliśmy parę, wzbudzając wieczne zainteresowanie i plotki. W pewnym momencie jedna z dziewczyn rozpowiedziała, że jestem w ciąży. Wynikła z tego nieziemska afera. Moja matka omal nie dostała zawału, dyrektor prawie wyrzucił Treya ze szkoły, dopiero badanie ginekologiczne, do którego zostałam zmuszona, potwierdziło, że nie ma mowy o ciąży. Byłam dziewicą. Prawda jest taka, że nadal nią jestem, ale tylko Trey o tym wie. Miałam wielu facetów, jednak zawsze kończyło się najwyżej na seksie oralnym. Nawet Trey nie był w stanie przebić się przez mój wstręt do bliskości. Nie wiem, jaka jest jego przyczyna. Wśród znajomych uchodzę za raczej miłą, ale zdystansowaną do nowych znajomości osobę. To dość zabawne.

      – Co zjemy? – zapytałam, przeglądając menu.

      – Jeśli mam się spić, chcę zjeść coś, czym będę się mógł potem porzygać – wyszczerzył te swoje białe ząbki w szyderczym uśmiechu. Nasze wyjścia często kończą się małym armagedonem, aresztowaniem, ewentualnie innym ciekawym wydarzeniem. Tydzień temu, na urodzinach naszego znajomego, Trey skoczył z balkonu do basenu. Kiedy indziej wszyscy myśleli, że umarł, a on tylko usnął z nadmiaru alkoholu.

      – Ja wezmę sałatkę.

      – Znowu dieta? Rano piłaś kawę z mlekiem i cukrem – spojrzał na mnie badawczo.

      – Chyba powinnam zrzucić kilka kilogramów – westchnęłam z rozżaleniem, bo zawsze to mówię i nigdy nic z tego nie wychodzi.

      – Suzanne znowu nagadała ci w pracy?

      Suzanne to opiekunka dziewczyn w klubie, w którym tańczę od dwóch lat. Lubię tę pracę, nawet bardzo, chociaż… ostatnio coraz bardziej zniechęcam się do facetów.

      – Nie, ale przywieźli dziś nowe stroje i ledwo wcisnęłam swój tyłek.

      – Wyluzuj, mała. Przecież wiesz, że nigdy nie będziesz miała tyłka jak Kate Moss.

      – Dzięki za pocieszenie – rzuciłam mu gniewne spojrzenie i wywróciłam oczami.

      – Jutro się zajmiesz dietą, która i tak nie potrwa dłużej niż dwa dni.

      – Trey! – Pacnęłam go w ramię, a on się roześmiał.

      – Poprosimy dwa steki, średnio wysmażone, frytki i zestaw surówek – zamówił dla nas obojga. Wie, jak uwielbiam jeść.

      – A w dupie z dietą!

      – Wiele razy cię namawiałem, byś poszła ze mną na siłownię.

      – To nie dla mnie, nienawidzę ćwiczyć.

      – Chyba że na rurze – puścił mi oczko.

      – Tak, wyłącznie na rurze – oboje się roześmialiśmy.

      Często zastanawiałam się, jak zareagowałaby moja matka, gdyby wiedziała, w jaki sposób zarabiam na życie. Czy nadal oczekiwałaby pomocy? Możliwe, że w dramatyczny sposób wyparłaby się mnie i powiedziała, że jestem zwykłą dziwką. A po czasie i tak wróciła po pieniądze. Okej, tańczę w klubie ze striptizem, ale nie oferujemy tam usług seksualnych. Owszem, są dziewczyny, które rozdają wizytówki klientom, jednak to nie moja sprawa. Dla mnie taniec to podstawowa praca i nie dorabiam sobie w żaden inny sposób.

      Zjedliśmy z Treyem po wielkim soczystym steku, za które ja zapłaciłam, i ruszyliśmy do klubu. Los Angeles to miejsce, w którym nie brakuje miejsc do zabawy. Wybraliśmy jeden z klubów przy plaży, gdzie zawsze są najlepsze imprezy. Od razu pożałowałam, że nie zmieniłam butów na wygodniejsze. Miałam za sobą kilka godzin tańca w tych okropnych platformach, więc perspektywa całej nocy na obcasach nie napawała mnie optymizmem. Trey utorował nam drogę do samego baru, gdzie akurat zwolniły się dwa miejsca.

      – Słodko – skrzywiłam się, widząc całą masę facetów. To chyba wieczór kawalerski. Mam po dziurki w nosie wieczorów kawalerskich.

      – Mnie się podoba – Trey wyszczerzył zęby i spojrzał na tyłek jednego z nich.

      – Nie wątpię – spojrzałam na kelnera. – Poproszę tequilę – powiedziałam, pokazując także na Treya.

      Już po chwili wlewałam w gardło trzecią kolejkę. Od razu poczułam się lepiej. Znacznie lepiej. Mamy z Treyem niepisaną umowę, że jeśli wychodzimy we dwoje, to razem się bawimy, nie podrywamy i razem wracamy do domu. Przy