Romans w Amsterdamie. Линн Грэхем. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Линн Грэхем
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-238-9791-0
Скачать книгу

      Lynne Graham

      Romans w Amsterdamie

      Tłumaczenie:

       Janusz Maćczak

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      Angelo van Zaal przyjrzał się uważnie dziewięciomiesięcznemu dziecku, które przyniosła mu pielęgniarka. Złotowłosa dziewczynka o wielkich fiołkowych oczach uśmiechnęła się do niego z niewinną ufnością. Tylko ciemny siniec i zadrapanie na policzku świadczyły o tym, że cudem ocalała w dziecięcym foteliku z wypadku samochodowego, w którym zginęli jej rodzice. Na myśl o tym Angelowi ścisnęło się serce.

      – Podobno nie jest pan krewnym Mariski – zagadnęła stojąca obok niego lekarka.

      – Jej ojciec Willem był moim przyrodnim bratem, ale traktowałem go jak rodzonego. Dlatego chcę adoptować Mariskę – wyjaśnił Angelo z precyzją, z jakiej słynął w świecie biznesu. – Jeszcze przed jej narodzinami robiłem wszystko, co w mojej mocy, by wesprzeć Willema i jego żonę Julie. Żałuję tylko, że to nie wystarczyło – dodał z cierpkim grymasem, bo wiedział, że personel medyczny szybko odkryje, w jakim stanie byli przed wypadkiem rodzice dziewczynki. Dobrze przynajmniej, że ta wstrętna prawda nie przeciekła do prasy.

      Lekarka zerknęła na Angela van Zaala i uznała, że jest nadzwyczaj przystojnym mężczyzną. Ten oszałamiająco bogaty potentat przemysłu stalowego udzielał się hojnie w dziedzinie filantropii, zarazem jednak w interesach odznaczał się twardą bezwzględnością. Według tabloidów, w czasie wolnym od pracy zabawiał się z licznymi modelkami z całego świata. Kruczoczarne włosy i śniadą cerę odziedziczył po matce Hiszpance, natomiast po holenderskim ojcu miał jasnoniebieskie oczy o intensywnym wyrazie. Wysoki i harmonijnie zbudowany, przyciągał spojrzenia pielęgniarek i pacjentek, gdy wraz z lekarką szedł szpitalnym korytarzem do oddziału dziecięcego. O ile wiedziała, wciąż jeszcze był kawalerem.

      – Do szpitala kilkakrotnie dzwoniła Flora Bennett, dowiadując się o stan zdrowia Mariski – oznajmiła. – Rozumiem, że to starsza siostra Julie.

      Z pamięci Angela wypłynął obraz szmaragdowych oczu, białej cery i pełnych warg Flory. Ta wysoka, rudowłosa, energiczna kobieta posiadała zmysłowy urok, który przyciągał nieostrożnych i niedoświadczonych mężczyzn. Nie po raz pierwszy z irytacją odepchnął od siebie tę myśl i sprecyzował:

      – Przyrodnia siostra. Miały wspólnego ojca.

      Mógłby powiedzieć o wiele więcej, lecz nie chciał zdradzić się ze swą wrogością wobec tej drugiej gałęzi rodziny Mariski. Polecił sprawdzić Julie Bennett i jej powiązania, kiedy zaszła w ciążę i Willem zdecydował się ją poślubić. Jego poważne zastrzeżenia wobec tej Angielki niestety okazały się prorocze.

      Angelo był przekonany, że gdyby nie nałogi Julie, Willem nadal by żył. A z tego, czego dowiedział się wówczas o jej starszej siostrze, wnosił, że jej również nie można ufać. Kilka lat temu w swoim miejscu pracy usiłowała poprzez wstrętną manipulację wzbogacić się i awansować. Wprawdzie urodą i osobowością przewyższała swą dość pospolitą przyrodnią siostrę, lecz okazała się naciągaczką, dlatego Angelo zamierzał uczynić wszystko, by uchronić Mariskę przed jej wpływem. Na szczęście dziewczynka odziedziczyła fundusz powierniczy swego ojca, zanim zdołał go roztrwonić, więc w przyszłości będzie bogata.

      Angelo zacisnął usta. Trzymając Mariskę w ramionach, pomyślał, że skoro nie zdołał uratować Willema przed jego demonami, musi przynajmniej uchronić jego córkę przed podzieleniem losu lekkomyślnych rodziców, zwłaszcza że przyznano mu prawo do tymczasowej opieki nad nią.

      Lekarka odchrząknęła.

      – Czy zamierza się pan ożenić? – spytała, nie potrafiąc zapanować nad ciekawością, i natychmiast oblała się rumieńcem.

      Angelo był zbyt wytrawnym graczem, by zdradzić napięcie, które go ogarnęło.

      – To możliwe – odrzekł. – W związku z dzieckiem muszę przemyśleć jeszcze wiele kwestii.

      Lekarka skonstatowała z aprobatą, że jest świadomy tego, że mógłby nie podołać samotnemu wychowaniu dziewczynki. Wydał jej się nieco chłodny, ale rozsądny i godny zaufania. Wielu mężczyzn na jego miejscu po prostu pozbyłoby się problemu. On jednak tak nie postąpił i sprawiał wrażenie odpowiedniego opiekuna dla bezbronnego dziecka.

      Flora siedziała sztywno w taksówce wiozącej ją z lotniska Schipol. Całą podróż do Amsterdamu zorganizowano bez jej udziału i chociaż dzięki temu przebiegła sprawniej, Flora nie tylko nie była za to wdzięczna, ale czuła się spięta i zdenerwowana.

      Była wysoką, smukłą pięknością, lecz sama nigdy tak o sobie nie myślała. Od dzieciństwa wzrastała w przekonaniu, że jest za duża i niezdarna, zwłaszcza że matka często jej to wytykała.

      Długie do ramion kasztanowe włosy miała związane czarną wstążką, a jej jasnozielone oczy były zaczerwienione od płaczu po stracie siostry.

      Skrzywiła się na myśl, że niebawem będzie musiała podziękować Angelowi za zorganizowanie jej wyjazdu do Amsterdamu na podwójny pogrzeb. Nie znosiła tego opanowanego, powściągliwego mężczyzny posiadającego majątek, władzę i rozległe wpływy, którego słowo było rozkazem dla rodziny i pracowników. Flora nie lubiła, by nią komenderowano. Obecnie, prowadząc pensjonat, musiała jednak do tego przywyknąć. Nauczyła się hamować złość i ignorować arogancję kapryśnych gości.

      Przypomniała sobie z goryczą, że Angelo nie raczył nawet osobiście zatelefonować do niej z wiadomością o tragicznej śmierci jej siostry i swojego przyrodniego brata w wypadku samochodowym, tylko zlecił to prawnikowi. Zachował się z charakterystycznym dla siebie chłodem i rezerwą.

      Lecz musiała w duchu przyznać, że jej niechęć do Angela wynika przede wszystkim z faktu, że już od pierwszego wejrzenia zadurzyła się w nim jak egzaltowana nastolatka. Nawet teraz zaczerwieniła się na to wspomnienie, choć od ich pierwszego spotkania minęło półtora roku i wiedziała, że mężczyzna taki jak on nie zwróciłby na nią uwagi.

      Był bez wątpienia oszałamiająco przystojny i na myśl, że wkrótce go zobaczy, mimo woli czuła dreszcz rozkosznego oczekiwania. Jednocześnie zirytowało ją, że po swych niefortunnych doświadczeniach z mężczyznami nadal ulega tej bezsensownej zmysłowej reakcji. Świadomość, że pociąga ją człowiek, którego nawet nie lubi, zszokowała i rozgniewała Florę. Za nic w świecie nie zdradziłaby się przed Angelem, że ma do niego słabość.

      Nie zamierzała też pozwolić mu na uzyskanie wyłącznej opieki nad jej siostrzenicą. Była zdecydowana walczyć o prawo zabrania Mariski ze sobą z powrotem do Anglii i wychowania jako swojej córki. Na jakiej podstawie Angelo z góry założył, że będzie najodpowiedniejszym opiekunem dla małej dziewczynki?

      Miała przecież wygodny dom z ogrodem w angielskim miasteczku Charlbury St Helens i posiadała kwalifikacje do opieki nad dziećmi, mogła zatem zapewnić siostrzenicy doskonałe warunki, a przede wszystkim otoczyć ją troską i serdeczną czułością. Obecnie prowadziła świetnie prosperujący pensjonat, lecz w razie potrzeby może zawiesić jego działalność do czasu, aż Mariska osiągnie wiek szkolny. Finansowo mogłaby sobie na to pozwolić, bo miała na koncie w banku okrągłą sumkę. Choć wolałaby nie pamiętać, skąd pochodzą te pieniądze i w jaki sposób je zdobyła.

      Odsunęła od siebie te kłopotliwe wspomnienia z okresu, gdy mieszkała i pracowała w mieście, zanim odziedziczyła dom po ciotecznej babce, i natychmiast ponownie ogarnął ją bolesny żal po stracie siostry. Rzadko widywała Julie, odkąd ta przeniosła się do Holandii. Jedynie raz odwiedziła ją i Willema w Amsterdamie i wyczuła, że oboje wolą być gośćmi niż gospodarzami.

      Flora dorastała jako jedyne dziecko rodziców, którzy nie byli ze sobą szczęśliwi. Pamiętała z dzieciństwa ich kłótnie. Ojciec był niepoprawnym kobieciarzem i matka, szlochając, powtarzała często małej Florze, że opuściłaby go, gdyby tylko mogła sobie na to pozwolić finansowo. Dlatego zadbała o staranne wykształcenie córki, tak aby ta w przyszłości znalazła dobrze płatną pracę i nie musiała