Siódemka. Ziemowit Szczerek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ziemowit Szczerek
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Приключения: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-64057-52-6
Скачать книгу
Szczerek

      Ziemowit Szczerek, Siódemka

      [ePub / MOBI]

      Copyright © by Ziemowit Szczerek, 2014

      Copyright © for this edition by Korporacja Ha!art, 2014

      Wydanie I

      ISBN (ebook): 978-83-64057-62-5

      Redaktor serii: Piotr Marecki

      Redaktor tomu: Michał Sowiński

      Korekta: Adam Ladziński, Regina Bogacz

      Projekt okładki: Agnieszka Zgud

      Wersja ePub / MOBI: Arkadiusz Wierzba

      Wydawnictwo i księgarnia:

      Korporacja Ha!art

      pl. Szczepański 3a

      31–011 Kraków

      tel. 12 426 46 03 (księgarnia)

      tel. 12 422 25 28 (biuro)

      http://www.ha.art.pl

      Dofinansowano ze środków

      Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

      Projekt jest współfinansowany ze środków

      Gminy Miejskiej Kraków

      Seven deadly sins,

      seven ways to win,

      seven holy paths to hell,

      and your trip begins.

      Seven downward slopes

      seven bloodied hopes

      seven are your burning fires,

      seven your desires…

      Iron Maiden

      Seventh Son of a Seventh Son

      1. Asmodeusz

      No więc siedzisz, Paweł, w swoim oplu vectrze, siedzisz i jedziesz przez skacowany, wymęczony Kraków, sam też zresztą jesteś skacowany i wymęczony, wyjeżdżasz z Krakowa, jedziesz na Warszawę i toczysz się w korku w stronę drogi krajowej numer siedem, Siódemki, szós polskich królowej, jutro rano masz w Warszawie ważne spotkanie, no więc musisz być, cóż poradzisz.

      Mijasz już cmentarz Rakowicki, ach, uwielbiasz cmentarz Rakowicki, jest kwintesencją Krakowa, na każdym grobie, przed każdym nazwiskiem – tytuł: ten magister, ten rajca, ten doktor, ten adwokat, a jeśli już nie było totalnie co wpisać, to ryli „Obywatel Miasta Krakowa” i też było dobrze. Pociągasz nosem i czujesz zapach stearyny, i widzisz blask zniczy nad cmentarzem, i z lubością, Paweł, wciągasz go w nozdrza, bo lubisz zapach stearyny znad cmentarzy, w ogóle lubisz Święto Zmarłych, bo dziś jest Święto Zmarłych.

      Upiory i dziody wyłażą ze swoich nor, przychodzą ze swoich wymiarów i na pół roku biorą Polskę w posiadanie.

      Łuuuu-huuuu.

      Osobiście, Paweł, lubisz ten mrok i upiorną chlupotę, czas, w którym obdarci słowiańscy bogowie i zżulałe słowiańskie demony znajdują się najbliżej ziemi, a Polska, twoja ojczyzna, nie jest w stanie tego mroku i chlupoty, przyznasz, okiełznać. „W ciągłym mroku chlupie jebana hołota”, by zacytować kogoś w rodzaju klasyka. Bo Polska sama siebie nigdy nie potrafiła okiełznać. I nigdy, myślałeś, nie potrafiła sobie nadać formy i kształtu.

      I dlatego, Paweł, lubisz polskie Święto Zmarłych, bo jest jednym z niewielu wytworów polskiej kultury dobrze estetycznie dopasowanych do tego trwającego pół roku okresu mroku, który właśnie się w Polsce zaczyna. Najładniejsze polskie święto.

      Tymczasem otwierasz okno, żeby odetchnąć mocniej tym zapachem stearyny, a w radiu wiadomości. Spiker rozgorączkowanym głosem mówi o tym, że Rosja gromadzi wojska nad polską granicą, w Obwodzie Kaliningradzkim, a ty patrzysz na swoje odbicie w lusterku, widzisz swoje skacowane oczy, bo jeśli dziś Święto Zmarłych, to wczoraj było Halloween, i cały Kraków – w którym mieszkasz, bo schowałeś się w nim przed Polską, bo Kraków jest jednym z tych nielicznych miejsc w Polsce, w których można się schować przed Polską – wyszedł się nawalić. Bo taka okazja: Halloween. Dynie, horrory w telewizji, w każdej knajpie leci Soul Dracula, w teatrach – Dziady w coraz to nowszych aranżacjach. No ale, generalnie, się pije. Nie to, żeby Kraków potrzebował jakiejś specjalnej okazji, żeby się nawalić, no ale stało się.

      *

      No więc siedzisz za kierownicą, palcami w nią stukasz, stuk, stuk, twoja vectra w korku stoi, a ty przypominasz sobie, co też się tam wczoraj działo z okazji tego całego Halloween, bo też wyszedłeś z kolegami z pracy, z informacyjnego portalu internetowego Światpol.pl, w którym pracujesz jako redaktor, i w którym redagujesz stronę główną i wymyślasz klikalne tytuły. Żeby junik-juzer kliknął, żeby zażarło, żeby klikalność (łac. clicalitas) była. Są, dajmy na to, NATO-wskie manewry polsko-niemieckie pod Szczecinem, i ćwiczą żołnierze przechodzenie przez rzekę, a wy w redakcji wymyślacie tytuł: Niemiecka armia na mostach pontonowych przekroczyła Odrę. I na jedyneczkę. I żre. Albo schodzi news o tym, że jakiś totalnie nieznany poseł ledwie zipiącej partii po pijaku odlał się pod pomnik Mickiewicza, a wy tylko ręce zacieracie i dajecie, że Znany polityk obsikał wielkiego Polaka. I jak żre! Ile kliknięć! Clicalitas pęka! Przy okazji, jeśli w jakimkolwiek tytule znajduje się zbitka „znany polityk”, „znany aktor” czy „znany muzyk”, to ten polityk, muzyk czy aktor za cholerę znany nie jest, bo jakby naprawdę był znany, toby szło na stronę główną pod nazwiskiem, pod pełnym nazwiskiem. Grzegorz, dajmy na to, Schetyna, sfilmowany jak zwija do kieszeni drogocenną zastawę stołową podczas kolacji w Pałacu Elizejskim, Jarosław, powiedzmy, Kaczyński, na bani skakał jak górski goryl po dachach samochodów na ul. Nowowiejskiej w Warszawie. Tak by było. Albo jest, dajmy na to, w Czechach święto narodowe i parada wojskowa, i weź to, człowieku, opchnij jako niusa. „Czechy: parada wojskowa w święto narodowe”? No litości, ze dwa kliknięcia by były, dwa jakieś żebrokliki, ale wy – hyc – i tytuł: Uzbrojeni żołnierze na ulicach Pragi. I hula, żre, chłepce jak podupcone. Przy czym rzecz też w tym, że nie wiadomo, czy chodzi o Pragę czeską, czy może jednak tę bliższą ciału, bo warszawską, więc tym chętniej junik-juzer kliknie sprawdzić. Jeśli na Słowacji rząd upadnie, to nie piszecie, że na Słowacji upadł rząd, tylko piszecie, że „sąsiad Polski na krawędzi”, bo jeślibyście napisali, że ten sąsiad Polski to Słowacja, toby się pies z kulawą nogą nie zainteresował, bo to, co się dzieje na Słowacji, interesuje wyłącznie studentów słowacystyki i niektórych czechofilów, którzy w swoim czechofilstwie mają słowackie rozszerzenie. A tak: „sąsiad Polski”, proszę bardzo – może to Niemcy? – zastanowi się taki junik-juzer – o proszę, wypierniczyli się Szkopiska, a taki ładny kraj, hehe, równe ulice, ładnie pomalowany, szkoda. – A może Rosja? – myśli junik-juzer – a to proszę, doigrali się Kacapy, nosił wilk razy kilka. – A może Czechy? – znowuż juzer kombinuje – też by nie było źle, zarozumiałe Pepiki, oddajcie Zaolzie, a nie piwo pijecie po hospodach z peną na dwa palce.

      O, to bardzo delikatna i zniuansowana robota takie wymyślanie tytułów.

      Najlepiej schodzi, oczywiście, apokalipsa, zagłada, koniec świata ze szczególnym uwzględnieniem Polski, o, koniec Polski to raj dla clicalitasu, wiadomo, żrą wszelkie asteroidy pędzące na Polskę, wszystkie żrą zarazy, żrą Godzille, Mars napada żre, wirusy, Putiny – żrą.

      Putin żre, a jak, szczególnie ostatnimi czasy. Nawet tytułów nie trzeba jakoś ostro podkręcać. Choć trochę – nigdy nie zawadzi.

      Rosja grozi Polsce: jeśli nie oddacie korytarza, to…

      Groźne rosyjskie rakiety nad polską granicą

      Putin grzmi: Polska niech się uspokoi, bo jeśli nie…

      Zaskakujące manewry Rosjan przy samej polskiej granicy

      Szokujące