Uwaga podsumowująca: dostęp do aneksów nr B-1, 2, 3, 4, 5 wymaga zezwolenia dwóch osób: szefa agentów specjalnych na południową Nevadę oraz wicedyrektora Tolsona.
: 2.12.1963. Dosłowny zapis rozmowy telefonicznej nagranej przez FBI. Oznaczono: „Nagrano na polecenie Dyrektora”/ „Tajne 1-A: zastrzeżone dla Dyrektora”. Rozmawiają: dyrektor Hoover, Ward J. Littell.
JEH: Dzień dobry, panie Littell.
WJL: Dzień dobry, sir. I dziękuję za kopie.
JEH: Las Vegas to piekło. Nie nadaje się do zamieszkania dla zdrowych na umyśle ludzi, co może poniekąd tłumaczyć, dlaczego tak bardzo pociąga Howarda Hughesa.
WJL: Tak jest, sir.
JEH: Ale porozmawiajmy może o Dallas.
WJL: Wygląda na to, że teza została przyjęta, sir. Wydaje się też, że zabójstwo Oswalda uznano za całkiem dobre rozwiązanie.
JEH: Ruby dostał cztery tysiące listów od wielbicieli. Jest dosyć popularny wśród Żydów.
WJL: Muszę powiedzieć, że w jakimś sensie ma klasę, sir.
JEH: A czy może pan powiedzieć, że potrafi trzymać język za zębami?
WJL: Tak jest, sir.
JEH: Zgadzam się z panem co do tezy. I chcę, żeby zawarł pan swoje przemyślenia w szczegółowym raporcie dotyczącym zdarzeń, które uświęciły miniony weekend. Przypiszę sporządzenie raportu agentom z Dallas i przekażę bezpośrednio prezydentowi Johnsonowi.
WJL: Zacznę natychmiast, sir.
JEH: Prezydent obwieści powołanie komisji, która przeprowadzi dochodzenie w sprawie śmierci Króla Jacka. Starannie wyselekcjonuję agentów do pracy w terenie. Pański raport będzie stanowił dla prezydenta wcześniejszą zapowiedź tego, czego pewnie się dowiedzą.
WJL: A czy prezydent wyrobił już sobie jakąś opinię, sir?
JEH: Podejrzewa pana Castro bądź niesfornych kubańskich uchodźców. Jego zdaniem zabójstwo było skutkiem bezmyślnych poczynań Króla Jacka na Karaibach.
WJL: To brzmi całkiem sensownie, sir.
JEH: Owszem, ale muszę powiedzieć, że Lyndon Johnson nie jest głupi. Doczekał się dogodnej dla siebie śmierci zamachowca i zemsty za krzywdę narodu, która dokonała się na oczach widzów ogólnokrajowej telewizji. Czyż może chcieć czegoś więcej?
WJL: Nie, sir.
JEH: I, stosownie do sytuacji, ma już dość idiotycznego marnotrawienia pieniędzy w związku z Kubą. Nie zamierza dłużej traktować tej sprawy jako zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa narodowego; zamiast tego ma zamiar skoncentrować się na Wietnamie.
WJL: Rozumiem, sir.
JEH: Pański ton nie umknął mej uwadze, panie Littell. Wiem, że nie pochwala pan amerykańskiego kolonializmu i uważa nasze miłe Bogu działania, zmierzające do powstrzymania plagi światowego komunizmu, za nieprzemyślane.
WJL: To prawda, sir.
JEH: Ironia pańskiej sytuacji nie umknęła mej uwadze. Cichy lewicowiec rzecznikiem interesów Howarda Hughesa i jego kolonialnych zapędów…
WJL: Cóż, dziwna z nas para, sir.
JEH: A jak określiłby pan jego zapędy?
WJL: Chce ominąć przepisy antytrustowe i nabyć wszystkie hotele-kasyna przy Strip w Las Vegas. Nie wyda jednak ani centa, dopóki nie zakończy się jego proces o podział udziałów TWA i dopóki nie zgromadzi przynajmniej 500 milionów dolarów. Myślę, że proces zakończy się za jakieś trzy, cztery lata.
JEH: A pańskim zadaniem jest przygotowanie owej kolonizacji Las Vegas?
WJL: Tak jest, sir.
JEH: Chciałbym teraz usłyszeć pańską szczerą opinię na temat stanu psychicznego pana Hughesa.
WJL: Pan Hughes wstrzykuje sobie kodeinę w ręce, w nogi i w penisa. Je tylko pizzę i lody. Poddawany jest częstym transfuzjom „wolnej od zarazków” mormońskiej krwi. Jego pracownicy zwykle mówią o nim „Hrabia”, „Hrabia Drakula” lub „Drak”.
JEH: To dosyć barwna ocena.
WJL: Czasami bywa przytomny, sir. I potrafi myśleć tylko o Las Vegas.
JEH: Krucjata Bobby’ego przeciwko mafii może mieć tam reperkusje…
WJL: Myśli pan, że Bobby pozostanie na stanowisku?
JEH: Nie. Nienawidzi Lyndona Johnsona, a Lyndon Johnson nie pozostaje mu dłużny. Myślę, że złoży rezygnację. Zaś jego następca może mieć wobec Las Vegas plany, których nie będę w stanie pokrzyżować.
WJL: Mianowicie, sir?
JEH: Bobby zastanawia się nad dochodzeniem w sprawie „odciągania”.
WJL: Pan Marcello i inni mają własne plany w związku z poczynaniami pana Hughesa…
JEH: Jakże by mogło być inaczej? Mają uzależnionego od narkotyków wampira, z którego mogą uczynić swoją ofiarę, i pana, który pomoże im wyssać jego krew.
WJL: Wiedzą, że nie żywi pan wobec nich niechęci, sir. Zrozumieją, że niektóre z planów Bobby’ego mogą zostać wprowadzone w życie przez jego następcę.
JEH: Tak. A jeśli Hrabia wykupi Las Vegas i oczyści wizerunek miasta, te plany mogą zostać porzucone.
WJL: W rzeczy samej, sir. Taka myśl przyszła mi do głowy.
JEH: Bardzo chciałbym wiedzieć, co Czarny Książę myśli o śmierci swojego brata…
WJL: Ja też, sir.
JEH: To oczywiste. Robert F. Kennedy jest zarówno pańskim zbawcą, jak i pańską zmorą, zaś ja nie zamierzam wydać pana jako jego podglądacza.
WJL: Cieszę się, sir.
JEH: Czy podsłuch mógłby przynieść pożądany efekt?
WJL: Nie, sir. Ale porozmawiam z moimi pozostałymi klientami i zobaczę, co oni zasugerują.
JEH: Potrzebny mi ktoś o wizerunku „upadłego liberała”. Być może poproszę pana o przysługę.
WJL: Do usług, sir.
JEH: Miłego dnia, panie Littell.
WJL: Miłego dnia, sir.
14
(Las Vegas, 4 grudnia 1963)
Rozpracowywali go. Dwóch speców: Buddy Fritsch i kapitan Bob Gilstrap.
Wykorzystali biuro Fritscha. Osaczyli Wayne’a. Zajęli kanapę.
Odwlókł to spotkanie. Sporządził raport i wypełnił go kłamstwami. Umniejszył znaczenie faktu zniknięcia Moore’a.
Odprowadził